Zanim wprowadzę Was w świat procedur papierkowych, które wiążą się z moim powrotem do USA w ramach wizy narzeczeńskiej i które “umilały” nam czas przez ponad 8 miesięcy, skupię się na temacie związku na odległość.
Wspominałam Wam w pierwszym poście, że decyzja wylotu w ramach programu Au Pair przyszła do mnie niespodziewanie i była tak naprawdę pierwszym krokiem w bok z drogi rozsądku, tego pozornie poukładanego życia, które wiodłam. Zawsze wiedziałam jednak, że wracam do Polski. Absolutnie nie wyleciałam z zamiarem zostania w tym kraju. Gdy nadchodziła dzikimi susami data wylotu do Polski, nie mogłam się jednak z tym pogodzić. Po prawie 2 latach pobytu mogę spokojnie powiedzieć, że moje życie zaczęło układać się i biec swoim trybem w USA. Czułam się już jak mieszkaniec, a nie wizytor, jak mówiła moja wiza. Katastrofą wydawało się to przerywać, zwłaszcza że pod koniec pobytu coraz bardziej klarowało się, że zostawie za sobą osobę niezmiernie mi bliską. Oboje ZAWSZE wiedzieliśmy, że ucieknę w pewnym momencie, prawie jak Kopciuszek, z tym że chyba szkoda mi było zostawiać jakiegokowiek buta. Lubię buty. Zastanawiałam się nad zostaniem, zmianą statusu, wizy, ale żadna z tych opcji nie wydawała mi się odpowiednią dla mnie. Wróciłam więc do kraju. Dziwię się, że byłam skłonna polecieć na jednym bilecie i miejscu, bo przecież wracałam w kawałkach. Do tego 3 wina w samolocie zamiast mnie zaprowadzić w objęcia Morfeusza, wklepały solidne 5 zł w każde z dwojga oczu.
Wylądowałam i tak turlałam się od brzasku do nocy nie potrafiąc w pełni cieszyć się z tego, co mnie otaczało. Po kilku tygodniach, okazało się, że ktoś, kto zamieszkał w moim nieustannie aktywnym organie, też .. po drugiej stronie oceanu turla się niespokojnie.
Dlaczego o tym pisze i tak się otwieram? Bo zrezygnowaliśmy z powodu rozsądku i trudnej sytuacji z czegoś, co nie powinno być odpuszczone. Na szczęście zdaliśmy sobie sprawę stosunkowo szybko i zdecydowaliśmy kontynuować związek na odległość, planując od razu wizyty. W ciągu 16 miesięcy spędziliśmy ze sobą zaledwie 5 tygodni. Mimo tego, ani do wrót wspomnianego organu, ani do pokręconych zwojów mieszkających w czaszcze (a u mnie są naprawdę solidnie poskręcane jak kable od słuchawek, ładowarek itp – zapewniam), nie zapukała żadna wstrętna obca facetka typu: WĄTPLIWOŚĆ.
Ta sytuacja, kolejny raz pokazała mi w życiu, że wiele rzeczy pozornie niemożliwych, jest do zrobienia. W dzisiejszych czasach związek na odległość to wciąż codzienny kontakt! Oprócz standardowych aplikacji, z których korzystamy na codzień – wideorozmowy, nagrywane wiadomości, dostępne są także specjalne dla par na odległość! Są to pozornie małe rzeczy, ale cieszą! Mimo, że różnica czasu komplikowała tę sytację bardzo często, bo w tygodniu pracy, gdy Gareth dzwonił do mnie o 23 wracając do domu, ja czasami zasypiałam w trakcie rozmowy… upss..:), utrzymywaliśmy systematyczny kontakt. Powołaliśmy do życia nawet tradycyjne listy!!! Wspaniała sprawa!
To, co napędza związek na odległość i trzyma solidnie w pionie, to PLANY. Nie wyobrażam sobie, żebyśmy mogli przetrwać nie widząc się wcale, albo nie odliczając do niczego. Pod koniec jednej wizyty, planowaliśmy kolejną, odliczając znowu za pomocą aplikacji – tygodnie, dni, godziny! Nauczyłam się wiele w tym temacie, więc jestem w stanie oszacować w przybliżeniu ile sekund liczy miesiąc itp. Może czas umieścić dodatkową umiejętność na LinkedIn zaraz obok tej zdolności złożenia języka na 3 sposoby. Kiedy skończy mi się przybywanie tych talentów? I widzicie, gdzie mnie te moje zwoje mózgowe prowadzą? Jak zwykle – na manowce, daleko od tematu.
Mimo tego optymizmu i tego, że “OoOOO mogę wszystko“, związek na odległość jest bardzo trudny. Przynosi wiele frustracji, bo przecież wszystkie wyjścia, imprezy rodzinne, urodziny, święta – wciąż spędzacie w pojedynkę. Jesteś w związku, ale z życiem mierzysz się prawie że w pojedynkę. Wciąż taszczysz samotnie siatki ze sklepu i znowu czasem po prostu nie chce Ci się nawet gotować dla siebie samej. Wszyscy robią plany na Nowy Rok, a Ty myślisz jak wturlać się do tego, czy tamtego wozu i czy w ogóle. Dopada Cię zniecierpliwienie, bo życie ucieka przez palce, a Wy nie możecie kreować wspólnych chwil razem. Ciągle sobie o czymś tylko opowiadacie…. ile można?
W naszym przypadku nie wiedzieliśmy ile tak będziemy trwać. Oczywiście, gdy sie zaręczyliśmy to było pewne, że razem będziemy, ale kiedy? To już zależało tylko od urzędu imigracyjnego w USA, od którego nie dostaje się żadnych aktualizacji, zapewnień i dat. Cierpliwość, cierpliwość i jeszcze raz cierpliwość. Każdy kraj ma swoje prawo imigracyjne i czy nam się to podoba, czy nie – trzeba to uszanować. Więcej szczegółów oczywiście napiszę w poście “papierkowym”.
Po tych wszystkich bolączkach związanych z odległością, każde spotkanie jest po prostu magiczne. Kiedy jest szansa na bycie znowu razem, ten czas jest nie do opisania. Gdy czekasz na lotnisku na tę drugą osobę czujesz się jak przed pierwszą wielką randką. Pojawia się stres, chcesz wyglądać pięknie, a poźniej zamienia się to we wzruszenie, gdy biegniesz schwytać swoją połówkę obładowaną bagażem. Nie chcecie marnować ani sekundy. Po kilkunastu godzinach podróży, masz gdzieś jet lag i z całych sił starasz się przytomnieć, bo przecież trzeba nadrobić tyyyle – kino, basen, spotkania z rodziną, wyjście na kolacje, zwiedzanie. Ufff!
Ten czas wzmocnił nas niesamowicie, nauczył jeszcze dokładniej rozmawiać o uczuciach, o wszystkim, bo przecież mieliśmy tylko rozmowę. Dzisiaj wiemy, że nic nie było nam dane za pewnik. Codzienny kontakt jaki ma ze sobą większość z par, zwłaszcza tych zaręczonych to jest coś, czego bardzo pragnęliśmy i zazdrościliśmy innym. Doceniamy każdą chwilę, którą możemy spędzić razem i nigdy nie narzekamy na nudę. Bo bycie razem to nie nuda. To jest coś, co raz zostało nam zabrane na długi czas i dzięki temu wiemy jak bardzo jest cenne i jak bardzo nie chcemy czuć się jeszcze raz tak samotnie jak to bywało w tym świeżo minionym okresie. Odległość pokazała nam też, że nasze uczucie jest prawdziwe, zaufanie do siebie solidne, a przezwyciężenie trudnego czasu, który został nam “podarowany” na jednym z początkowych etapów naszego wspólnego życia, da nam siłę, żeby nie upaść na innych podrzucanych przez życie skórach od banana.
Nie jest łatwo, ale ten kąsek, ta nagroda na końcu, warta jest łez, pieniędzy i kilku siwych włosów. Nie warto natomiast rezygnować z miłości z powodu odległości… Dzisiaj piszę z balkonu naszego pierwszego wspólnego mieszkania myśląc wstecz o naszym związku na odległość i jestem jednocześnie szczęśliwa, pewna i dumna. Dumna z nas. A jutro powiem mu raz jeszcze o tym przy świadkach w małżeńskiej przysiędze.
Swietnie ze wam sie uklada! Piekna para!
LikeLiked by 1 person
Dziękuję! 🙂
LikeLike
Wszystkiego Najlepszego na nowej drodze życia, żebyście zawsze szczęśliwi byli:)
LikeLiked by 1 person
Dziękuję! Taki jest plan 🙂
LikeLike
Niesamowite!! Cieszę się, że Wam się udało! Sama wiem jak bardzo związek na odległość bywa trudny, ale też jak bardzo warto! Dzisiaj również mogę powiedzieć, że na razie się udaje, bo jesteśmy już od prawie roku razem w jednym miejscu (PL- a mój chłopak jest z Brazylii)!! Pozdrawiam :))
LikeLiked by 1 person
Dzięki! Myślę, że jak dwoje ludzi bardzo chce to wszystko może się udać! Cieszę się, że jest więcej takich przypadków i zawsze kibicuje innym parom! Zycze Wam rowniez powodzenia ze wszystkim! Uważam, że takie związki jak nasze są niesamowicie interesujące, bo tyle możemy się wzajemnie od siebie nauczyć pochodząc z różnych stron świata! 🙂
LikeLike
Jesteście piękną parą.
Powodzenia,
LikeLiked by 1 person
Dziękuję!
LikeLike
Gratuluję wytrwania, uporu i osiągnięcia celu po ciężkiej walce! 🙂 Zdecydowanie masz powód do dumy!
LikeLiked by 1 person
Dziękuję! Momenty frustracji czasem sięgały zenitu, Ale nie warto się poddawać! Dzisiaj jest to dlA nas unikatowym wspomnieniem 🙂
LikeLiked by 1 person
Napisz o dalszych losach, planach, udanych relacjach.
Serdecznie pozdrawiam
LikeLiked by 1 person
Dziękuję za pomysł! Pozdrawiam!:)
LikeLiked by 1 person
Pięknie napisane! Wzruszająco
LikeLiked by 1 person
Dziękuję! Prosto z serca, więc pewnie dlatego 🙂 Pozdrawiam serdecznie!!
LikeLike
Heeeej! siedzę już dwie godziny na Twoim blogu… a jestem w pracy 🙂
świetnie się to wszystko czyta, pisz więcej!
Ja zbieram kasę na dłuuuugi trip po USA, ale tylko turystycznie 🙂
LikeLike